Sobota pełna błota, czyli III etap MT Series 2012
Relacja dostępna na portalu terenowo.pl:
http://www.terenowo.pl/extreme/mt-rally-a-mt-series/2197-sobota-pena-bota-czyli-iii-etap-mt-series-2012.html
Po wymagającym nawigacyjnie odcinku nocnym, sobota, czyli drugi dzień zmagań MT Series, był wielką niewiadomą – czy może być jeszcze trudniej? Dla tych, którzy po „nocce” zjawili się na mecie dopiero około 4 nad ranem, pobudka na godzinę 9 i ponowne wyruszenie w trasę, było sporym wyzwaniem. Niektórzy mimo najszczerszych chęci nie byli w stanie stawić na linii startu.
Najwcześniej, tradycyjnie już, ruszyły motocykle, quady i UTV. Przy okazji warto dodać, że jedna z załóg UTV pochwalić się mogła całkiem ładną rolką na wczorajszym prologu. Na szczęście to nie przekreśliło ich udziału w kolejnych etapach, a wręcz zagrzało do walki. Dopiero za „klasą lżejszą” wystartowały pojazdy nieco większych gabarytów.
Trasa rajdu podzielona została na odcinki dedykowane klasom cross country, jak i sport. Te drugie przysporzyły niemałych trudności zawodnikom. Najtrudniejsza przeszkoda okazała się jak zwykle najbardziej widowiskowa. Zamulony bród z wodą na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie przejezdnego. Co więcej, jego potrójne rozgałęzienie zachęcało nawet do wyboru, którą trasą byłoby najprzyjemniej pokonać tę przeszkodę. Zmagania czołowych quadowców pokazały jednak, że przeszkoda była jednak dużo trudniejsza niż to się wydawało. Dla większych i cięższych samochodów oraz pojazdów im podobnych poprzeczka była postawiona jeszcze wyżej.
Oprócz Klona Pawła Kado i ciężarowego Mercedesa Ralfa Neuberta nikt inny nie przedarł się już na drugi brzeg o własnych siłach. Wyciągarki, liny, organizatorzy – wszelkie sposoby były wykorzystywane do wydostania się z tego małego pola bitwy. U jednej z załóg niestety musiało to się aż skończyć celowym przecięciem syntetyka od wyciągarki, który nieopatrznie wkręcił się w wał napędowy.
Zanim przejechały pojazdy wagi ciężkiej, warto zatrzymać się na chwilę i w tym miejscu nadmienić o poświęceniu jednego „medium”. Czego nie robi się dla wspaniałych ujęć! Prawdziwa sztuka filmowa wymaga ofiar... i dziś jedną z nich stała się kamera GoPro, która zanurkowała wraz z przejeżdżającym po niej quadem. Gdzie się teraz znajduje – nie wiadomo, ale gdyby ktoś chciał nabyć używkę z dobrym nagraniem, zamówienie można odebrać, a raczej wykopać na Poligonie Drawskim...
Kolejne do walki ruszyły ciężarówki. I tu również nie obyło się bez niespodzianek! Tylko jedna z napierających do przodu maszyn (wspomniany już Mercedes) przejechała całą wodę bez zatrzymywania się. Reszta niestety musiała stracić trochę czasu na wygrzebanie się z błota. Na tym etapie można było zauważyć niemałe zdziwienie wśród załóg pojazdów wagi bynajmniej nie piórkowej. Mianowice nagminne stało się licytowanie, który z pilotów w swoich czystych i płytkich butach wejdzie do tego błotnego smaru i wyciągnie linę od wyciągarki. Chętnych nie było, więc dla sprawiedliwości dwóch pływało w błocie, a kierowca próbował napierać pojazdem do przodu. Pomysł jednej z niemieckich załóg przyprawił niektórych widzów o dreszcze. Na szczęście zostali wyciągnięci przez samego organizatora i obyło się bez połączenia liny od wyciągarki z … kinetykiem.
Ostatnia prosta, tuż przed samą metą objawiła prawdziwe wymagania dzisiejszego odcinka. Największą niespodzianką był Grat 2 Roberta Kufla i Dominika Samosiuka, który do obozu powrócił na sznurku za Klonem Pawła Kado. Urwane mocowanie alternatora spowodowało braki w zasilaniu, a awaria wysprzęglika utrudniła zmiany biegów. Załoga 4xDrive nie poddaje się jednak i jutro zamierza jechać dalej! Będąc już w temacie strat związanych z rajdem, nie wolno pominąć zasłyszanych historii od samych uczestników...
Plotki z serwisówki, czyli kto, co, komu i dlaczego?:)
Rosyjski Borys – ciężarówka Ural, prowadzona przez Grześka Ostaszewskiego, zaliczyła awarię reduktora. Załogi nr 101 i 126 dumnie noszące na swych Toyotach logo Solter 4x4, czyli Piotr Sawicki i Michał Trzciński oraz Bernard Afeltowicz i Piotr Sołtys kontynuowały zmagania w dniu jutrzejszym, nie narzekając na jakiekolwiek bolączki. Mniej szczęścia miał zespół w składzie Mariusz Andrych i Anna Andrych, również walczący pod skrzydłami Solter „timu”, który po kłopotach z łożyskiem w swojej Toyocie Land Cruiser KDJ 125 musiał zrezygnować z dalszej jazdy.
Marcin Biadała i Maciej Radomski, czyli ekipa Proxcars, po bezawaryjnej jeździe, mile wspomina trasę, która bardzo im przypadła do gustu. Jedyny dyskomfort, który dziś odczuli zawodnicy, to zbyt wolne przełożenia mostów napędowych, a co za tym idzie jedynie 124 km/h prędkości maksymalnej. Marzyłoby im się co najmniej 150 km/h…
Załoga 102, czyli Jarek Fijołek i Piotr Wdowczyk, która na metę wjechała na pięć minut przed zamknięciem, mimo wielu problemów z lewym przednim kołem ich Mitsubishi Pajero, zaraża innych uśmiechem i dobrym nastrojem – odcinek zaliczony!
Pechowcami dnia dzisiejszego byli Witold Fedorowicz oraz Robert Sienkiewicz, którzy po nocnych przebojach i porannych naprawach pompy paliwa niestety nie dotarli o czasie na start etapu, co spowodowało, że w ogóle nie wystartowali. Wielka szkoda, że złośliwość rzeczy „martwych” im towarzyszy, bo czasy po prologu i pierwszym OS-ie mieli znakomite – a jadą w klasie sport, rywalizując z wszelakimi odmianami „Gratów”. Jutro walczą dalej i tak trzymać!
Jak powszechnie się mówi, „potrzeba matką wynalazku” i pod tym powiedzeniem mogą podpisać się Sławomir Wasiak i Marcin Grydziuszko – nr startowy 136. Element szekli w połączeniu z elementem wahacza dał wynik równy mecie, w dodatku z niezłym czasem.
W dniu dzisiejszym nie wystartowali niestety Tomasz Traskiewicz i Piotr Kujawski. Silnik ich Nissana po 20 kilometrach nocnego odcinka udał się na wieczny spoczynek... Zadowolony z dnia dzisiejszego był Aleksander Sachanbiński (-Wszystko to zasługa mojego pilota-debiutanta! - mówił) który mimo nocnych przygód, z nadzieją patrzy na niedzielny odcinek.
Najbardziej z dotarcia do bazy cieszył się Tomek Leja, który metę osiągnął… na minutę przed jej zamknięciem! Zawodnik krzyczał, że jest fajnie i chyba trzeba mu przyznać rację.
Patrząc na dzisiejszy mix, czyli ogromne zmęczenie wymieszane z zadowoleniem zawodników należy przyznać, że odcinek sobotni podobał się i to nawet bardzo. Pod względem trudności, jak i również samej nawigacji większość przyznaje, że było naprawdę ciekawie. Każdy dostał to, na co miał ochotę – trochę przepraw połączonych z dobrymi odcinkami cross-country. Z niecierpliwością czekamy więc na to, co przyniesie trzeci, już ostatni dzień rajdu MT Series.
Autorzy: Dorota Polak, Kamel